Łukaszenka znów grozi zakręceniem kurka. "Możemy nie mieć innego wyboru"
– Jeśli sankcje nałożone na nas lub wprowadzone w przyszłości doprowadzą do sytuacji nadzwyczajnej w kraju, wówczas możemy nie mieć innego wyboru niż w taki sposób odpowiedzieć na ich sankcje – mówił białoruski dyktator w rozmowie z tureckim nadawcą, TRT.
Na tę wypowiedź zareagował już rzecznik Kremla Dimitrij Pieskow.
– Mamy nadzieję, że nic nie powstrzyma Federacji Rosyjskiej przed wypełnieniem jej zobowiązań na podstawie obowiązujących kontraktów (na dostawy gazu) – przekazał.
Powtórzenie gróźb
Aleksandra Łukaszenka podobne groźby wobec Europy formułował już od początku listopada.
– Rozważają zamknięcie tranzytu przez Białoruś. Ale jeśli to my je zamkniemy dla Polaków i np. Niemców, to co się wtedy stanie? Nie powinniśmy się na niczym poprzestać w obronie naszej suwerenności i niepodległości – deklarował w zeszłym miesiącu.
Zdecydowaną reakcję na sankcje zapowiadał również w następnych tygodniach.
– Posłuchajcie, gdy Polacy albo jacyś inni będą mnie dusić, to czy ja będę patrzyć na jakiekolwiek kontrakty? Dajcie spokój, o czym mówicie? – stwierdził polityk w rozmowie z rosyjską agencją w pierwszych dniach grudnia. – Polacy zdecydowali o zamknięciu granicy z Białorusią. Dobrze, zamknijcie. My niezbyt często jeździmy na teren Unii Europejskiej. Interesy mamy w Rosji, Chinach, na Wschodzie. A co, jeśli my zamkniemy? Co stanie się z tym strumieniem, który płynie przez nas do Rosji i Chin? – dodał.
Po tych słowach białoruskiego dyktatora Pieskow przyznał, że rozumie "ostrą reakcję Mińska" na "agresywną presję" Zachodu i podkreślił, że mimo wszystko ma nadzieję, że polityka Białorusi nie wpłynie negatywnie na realizację rosyjskich zobowiązań dotyczących dostaw gazu do Europy.